„Wyspy Plugawe” Marcin Mortka



Kapitan Roland Wywijas wraca z Piekła i próbuje skrzyknąć resztę swojej kompanii. Niestety nie wszyscy załoganci są gotowi porzucić swoje wygodne życie na „Wyspach Rozpustnych” i rzucić się w wir przygód razem ze swym kapitanem. Ale Roland to nie pierwszy lepszy piracina, a jego załoga wie, że jak się wkurzy to lepiej nie wchodzić mu pod macki ;D

„Morza Wszeteczne” przeczytałam prawie rok temu i szczerze powiedziawszy musiałam sobie przypomnieć kilka rzeczy zaczynając drugą część. Bo o ile samego kapitana Rolanda i jego załogę ciężko zapomnieć, to już cała afera z niebem i demonami jakoś nie za bardzo zapadła mi w pamięć, a o kilku wątkach zapomniałam zupełnie. :(
Co do „Wysp Plugawych” sprawa ma się zgoła inaczej, bo diabły są dużo ciekawszymi przeciwnikami niż anioły, a i sam Roland zdecydowanie ma tym razem ciekawsze i bardziej intrygujące pomysły ;D

Czego więc możecie się w drugim tomie „Mórz Wszetecznych” spodziewać?
Roland próbuje być sprytniejszy niż całe Piekło, a kiedy mu nie wychodzi to sam urządza piekło swoim kompanom. Baobab pluje na prawo i lewo robactwem wszelakim (ewentualnie zwykłą ektoplazmą), Mandragora oddaje się artystycznej części swej natury, Julia piszczy, wrzeszczy i wymachuje szablami, Wierzbak przygarnia kolejne zwierzątka, Ognik i Rozbryzg plują na zmianę ogniem i wodą, Dupochlast chce do cyrku, a Grzmot ma do powiedzenia jeszcze więcej niż zwykle ;D
A Diabły? Diabły testują nowe technologie ;) W tym łódź podwodną, której Roland, na mocy kontraktu z Piekłem, zostaje kapitanem. Tylko po co to wszystko? :D
W poprzednim tomie Roland pokonał Anioły i Demony, czy tym razem uda mu się przechytrzyć Diabły? ;D

Osobiście uwielbiam styl i poczucie humoru pana Mortki, więc książkę czytało mi się z ogromną przyjemnością, co rusz wprost parskając ze śmiechu. Autor rozwinął swoje pomysły z części pierwszej i drugi tom pod względem fabularnym wypada jeszcze lepiej. Rozbudował też swoich bohaterów – ciekawie było zobaczyć naszych szalonych załogantów w zupełnie innych dla nich rolach i od trochę innej strony.

Podsumowując: „Morza Wszeteczne” były świetne – świetny humor, mnóstwo absurdu i niecodzienni bohaterowie sprawili, że książkę czytało się z uśmiechem na ustach. Jeśli zaś chodzi o „Wyspy Plugawe” – tutaj wszystkiego jest więcej, lepiej i można wręcz płakać ze śmiechu, a przy tym wszystkim książka wcale nie traci na fabule.
Ja jestem jak najbardziej zachwycona ;D


Moja ocena: 8/10 – piekielnie wciągająca rozpierducha w iście pirackim stylu ;D

Jess..

Komentarze

Popularne posty