„Zawód: Wiedźma” Olga Gromyko



„Zawód: Wiedźma” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Olgi Gromyko (coś ostatnio lubię testować nowych autorów ;D), no i muszę powiedzieć, że to spotkanie bardzo udane :D

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza opowiada o tym, jak Wolha Redna – adeptka wydziału Magii Praktycznej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa, zostaje wysłana przez swego mistrza do miasta wampirów. Jej zadaniem jest rozwiązanie zagadki śmierci kilkunastu osób, które zginęły tam w tajemniczych okolicznościach. Przy sobie ma również list, który ma przekazać samemu wampirzemu królowi.
W części drugiej natomiast, sam wampirzy król przyjeżdża do Starminu na turniej łuczniczy. I tyle o fabule musi Wam na ten moment wystarczyć, Moi Drodzy, bo cokolwiek więcej byłoby już prawdopodobnie spoilerem.

Sama Wolha jest postacią nietuzinkową. Rudowłosa, wścibska, ciekawska, lubiąca płatać figle kolegom i nauczycielom oraz wbrew pozorom całkiem inteligentna i sprytna dziewczyna. Ma też wyjątkowy talent do uprawiania magii – jest jedyną dziewczyną specjalizującą się w magii praktycznej.

„W końcu jestem osobą nieznaczną, niczym się niewyróżniającą, może oprócz rudozłocistych włosów i wrednego charakteru. Pierwsza z tych cech jest dziedziczna, druga - szczęśliwie nabyta.”

Książka Olgi Gromyko to lektura wciągająca jak bagno, przepełniona akcją i magią, a przede wszystkim skrząca się wspaniałym humorem. To takie połączenie Anety Jadowskiej z Martą Kisiel, czyli mieszanka iście wybuchowa - pękanie ze śmiechu gwarantowane :D
Teksty Wolhy, czy przytyki Lena i chemia między tą dwójką… no po prostu mogłabym czytać godzinami same ich rozmowy i przekomarzania ;D  A do tego potwory, intrygi, walki magiczne i życie studenckie w Wyższej Szkole Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa – od tego po prostu nie idzie się oderwać ;]

Niby skupiamy się na jednym – głównym wątku, ale po drodze napotykamy mnóstwo małych przygód i wątków pobocznych, które są tak zaskakujące i komiczne, że czyta się to z największym zachwytem, co chwila po prostu parskając śmiechem :D Dla niektórych może to być jednak wada książki, bo duża część tych scen, oprócz niezaprzeczalnego komizmu sytuacyjnego, nie ma większego znaczenia dla fabuły i żadnego wpływu na główny wątek. Mi, jak mówiłam, to zupełnie nie przeszkadzało, ale autentycznie, można by kilka z tych scen po prostu wyrzucić i książka nic by na tym nie straciła.

I jak już jesteśmy przy minusach – kilka razy coś mi zgrzytnęło w tłumaczeniu, a książka zawiera sporo literówek, czy przekręconych wyrazów, ale to bardziej zarzuty do wydania niż samej książki. Ot, takie moje czepialstwo ;P

Podsumowując: zarówno sama książka, jak i jej autorka wędrują do grupy ‘Ulubione’, a ja przy najbliższej okazji mam zamiar zamówić kolejne tomy „Kronik Belorskich” ;] Już się nie mogę doczekać. ;D

Moja ocena: 8/10 – rozkosznie przezabawna.

Jess..

Komentarze

Popularne posty