„Elfy. Tom I" Bernhard Hennen
Wiem, że w ostatnim TAGu pisałam, iż po „Poślubić
księżniczkę” zabiorę się za „Moskala” a tu „Elfy”. Szczerze powiedziawszy
nawet zaczęłam czytać nową powieść pana Gołkowskiego (jestem na str. 111), ale
dalej na razie nie mogę. Ja się jej po prostu autentycznie boję… Ta książka
jest stanowczo z poza mojej strefy komfortu. Ja lubię takie baśniowe opowieści,
gdzie niby na bohaterów czeka po drodze mnóstwo przeszkód, pułapek i innych
niebezpieczeństw, ale na końcu wszyscy żyją długo i szczęśliwie (dlatego m. in.
nie mogę przebrnąć przez „Grę o tron”, i serial i książkę). W „Moskalu”
natomiast główny bohater kończy źle. I nie, to nie jest spoiler. Cała książka
opowiada o upadku jednego człowieka, a ja nie jestem pewna czy chcę o tym
czytać… Poza tym dostałam tę książę w prezencie urodzinowym od moich
przyjaciół, których bardzo lubię i naprawdę chcę, żeby mi się ona podobała, co
jeszcze pogarsza sytuację. :/
No i właśnie dlatego dziś zamiast „Moskala” mamy „Elfy”.
Powieść niemieckiego pisarza Bernharda Hennena jest pierwszym tomem serii opowiadającej
o równoległych światach: Alfenmarchii – zamieszkałej przez elfy (a także
centaury, wróżki, koboldy, faunów, drzewa posiadające dusze oraz inne magiczne
istoty) i Świecie Ludzi, pomiędzy którymi leży tzw. Pęknięty Świat, który
został zniszczony w wojnie między Alfami (takie starożytne, dużo potężniejsze
elfy) a demonami. Pomiędzy światami można przemieszczać się tylko przez
„Gwiazdy Alfów”, czyli coś w rodzaju bram, które otwiera się za pomocą magii.
I właśnie przez jedną z takich bram do Alfenmarchii przedostaje się Mandred –
jarl malutkiej wioski w Fiordlandzie, który wraz z grupą doświadczonych
myśliwych wyruszył na polowanie na bestię, zagrażającą jego domostwu. Łowy
jednak skończyły się tragicznie – cała drużyna Mandreda zginęła, a on sam,
ostatkiem sił, dotarł do świętego kręgu kamieni – bramy, gdzie stracił
przytomność. Po przebudzeniu odkrywa, że znalazł się w świecie elfów i został
uleczony przez drzewo. Prosi on królową elfów o pomoc w zabiciu potwora, a ta
wysyła do Świata Ludzi swój Elfi Łów.
Drugim wątkiem jest historia Nuramona i Farodina, zakochanych w elfce o imieniu Noroelle. Wątki splatają się ze sobą, kiedy obaj mężczyźni zostają wybrani przez królową do uczestnictwa w Elfim Łowie i ruszają razem z Mandredem.
Drugim wątkiem jest historia Nuramona i Farodina, zakochanych w elfce o imieniu Noroelle. Wątki splatają się ze sobą, kiedy obaj mężczyźni zostają wybrani przez królową do uczestnictwa w Elfim Łowie i ruszają razem z Mandredem.
Zaczyna się polowanie…
Co do stylu – książka jest napisana bardzo prostym
językiem, a autor operuje głównie krótkimi zdaniami, co na początku trochę mi
przeszkadzało, ale po czasie uznałam, że jakoś
tu pasuje i przestałam zupełnie zwracać na to uwagę. Rozdziały są pisane
z perspektywy czterech osób: Mandreda, Nuramona, Farodina i Noroelle, dzięki
czemu mamy możliwość poznania historii z różnych punktów widzenia. Akcja jest
wartka, przerywana tylko od czasu do czasu wewnętrznymi rozterkami i przemyśleniami bohaterów, czy krótkimi
opisami otoczenia. Czyta się to naprawdę dobrze.
Jess..


Komentarze
Prześlij komentarz