„Nomen Omen” Marta Kisiel



Salka, czyli dokładniej Salomea Klementyna Przygoda, mając dość swojej szalonej rodziny i licząc na odrobinę spokoju, przeprowadza się z małej miejscowości, w której się wychowała, do Wrocławia. Niestety na miejscu okazuje się, że nie wszystko jest tak wspaniałe, jak miało być. Dom, w którym wynajęła pokój przypomina scenografię do filmu grozy klasy B i należy do przerażającej staruszki, która prawdopodobnie ma rozdwojenie jaźni, w radiu i telefonie słychać głosy, a jej współlokatorem zostaje papuga o imieniu Roy Keane, uwielbiająca wafelki śmietankowe. Na domiar złego brat Salki – Niedaś – leń patentowany, pasożyt i zakała ludzkości, zostaje wyrzucony z akademika i zwala się dziewczynie na głowę. Na horyzoncie pojawia się też inna głowa, należąca do  całkiem przystojnego filologa. Miarka przebiera się zupełnie, kiedy to, rodzony brat, próbuje utopić Salkę w Odrze. A to dopiero początek problemów..

Aby je rozwiązać nasi bohaterowie będą musieli wspomóc się tonami wafelków i hektolitrami herbaty.. ;P

Książka jest niesamowicie zabawna, dominuje tu humor czarny, choć momentami zahacza również o humor odrobinę klozetowy, całość ocieka też sarkazmem i ironią. Autorka bawi się słowami, miesza ze sobą różne gatunki, poczynając od komedii, przez kryminał, aż po wątki typowo fantastyczne, na powieści grozy kończąc. Tajemnica kryjąca się za fabułą jest totalnie intrygująca i wciągająca. Wątek romantyczny jest tak naturalny, subtelny i nienachalny, że aż odświeżający, w dobie tych wszystkich trójkątów miłosnych. Bohaterowie są świetnie wykreowani, każdy z nich jest inny, każdy odrobinę przerysowany, ale to tylko dodaje opowieści uroku. Każda z postaci ma swój własny sposób nie tylko zachowania, ale i mówienia, używają innych słów, ich styl wypowiedzi jest inny, dzięki czemu są bardziej autentyczni, a czytelnik bez problemu orientuje się kto wypowiada dane zdanie.

Małym minusem jest tylko rozwiązanie, nie tyle samej zagadki, co całego problemu. Przez całą książkę budowane jest napięcie przed strasznym finałem, zastanawiamy się jak nasi bohaterowie sobie poradzą w decydującym momencie, a tu nagle.. szast! prast! I sprawa załatwiona. Samo zakończenie książki ratuje, co prawda, epilog, ale niewielki niedosyt pozostaje.

Podsumowując: książkę czytało mi się bardzo przyjemnie, momentami aż parskałam ze śmiechu. Osławione teksy Niedasia po prostu rozpierniczają system, z najbardziej chyba znanym „Człowiek człowiekowi panią z dziekanatu” na czele. Polecam wszystkim poszukującym lektury, przy której można się odprężyć i pobawić. Choć nie tylko, bo wątek o przedwojennym Breslau, daje też pretekst do zastanowienia.

Moja ocena na lubimyczytać.pl: 8/10

Jess..

Komentarze

Popularne posty